poniedziałek, 10 maja 2010

Super-bajka o super-aucie, cz. 1

23. lipca 2008 roku. Zaczyna się brazylijski serial dla marzycieli o bogactwie. Reportaż w "Pulsie Biznesu" pod sugestywnym tytułem "Krajowa superstrzała" (http://www.pb.pl/Default2.aspx?ArticleID=9827721e-6dc6-4d63-a659-0a27473e5707&open=sec):

"— Zdziwiłby się pan, jak wielkie firmy pytały nas o ten samochód. Mamy e-maile z krajów arabskich, z Polski zgłosiło się kilka dużych nazwisk. Pierwsze umowy zostaną podpisane lada dzień — podkreśla Arkadiusz Kuich."

"Arkadiusz Kuich ma na głowie całą grupę, obejmującą m.in. produkcję rowerów poziomych czy styling samochodowy. Wcześniej, podobnie jak Łukasz Tomkiewicz, działali głównie w branży internetowej i stamtąd przeszli na motoryzację. Wprowadzili Veno na New Connect z myślą o robieniu czegoś wyjątkowego. I choć rozmawiamy w ciasnym biurze, Łukasz Tomkiewicz podjechał nie superstrzałą produkcji krajowej, lecz oplem astrą kabriolet, to jedno jest przesądzone. Pod koniec roku dopieszczony egzemplarz samochodu trafi na drogi. I będzie drogi."


Chyba Panowie redaktorzy sami zrozumieli, że nagonili aż nadto czytelników na akcje spółki. A może wizyta w siedzibie firmy otworzyła im oczy? W każdym razie następny artykuł, na początku września 2008 roku, nie opływał już w marzenia, a w opisanie smutnej rzeczywistości (http://www.pb.pl/a/2008/09/02/Depardieu_w_lamborghini):

"Takie  Veno, któremu marzy się superpojazd. Żeby się czegoś dowiedzieć, trzeba pojechać na warszawską Pragę-Południe, do siedziby. Stare, PRL-owskie budynki. Pewnie kiedyś były nowoczesnymi biurowcami, dziś wyglądają jak zapomniany szpital powiatowy. — Do spółki Veno, jestem umówiony — zagajam do strażnika w budce. Ochroniarz robi wielkie oczy. (...) Podaję numer pokoju. — A rzeczywiście, coś tu wynajmują. Jeszcze — rzuca na odchodne. 

Megasuper coś

Wnętrze budynku rzeczywiście telewizyjne, filmowe. Można by tu kręcić „Czterdziestolatka” bez wydatków na dekorację. Drzwi do maleńkiego biura Veno nie chcą się szeroko otworzyć. Przeszkadza odklejona wykładzina podłogowa.

Parę dni wcześniej jego firma puściła w media supernews: budujemy pierwszy polski supersamochód. Megasilnik (nawet tysiąc koni), megaosiągi (w mgnieniu oka do setki) i megadesign (kosmiczne materiały). Polski składak z najlepszych części, za kilkaset tysięcy złotych. Ferrari się chowa. Łukasz Tomkiewicz, prezes Veno Automotive, na zdjęciach na laptopie pokaże mi, jak powstawała koncepcja auta. Ot, grupka ludzi w pokoju, skupionych wokół komputera. Oszałamiające. Tak oszałamiające, że pewien południowoafrykański portal motoryzacyjny o tym projekcie napisał: „podróbka Lamborghini, mogą mieć proces”. Szef Veno nie może powiedzieć, gdzie jest produkowany samochód, kto chce go kupić, kiedy zmienią leciwą stronę internetową. Po półtora miesiąca dzwonię do Arkadiusza Kuicha po wieści:

— Zrobiliśmy dobry PR na zachodzie Europy, mamy odzew. Samochód? Trwają prace. Nie wcześniej niż na koniec roku będziemy mogli go pokazać — zdaje relację.

Spółka na NC nie radzi sobie najgorzej. Jest ósma pod kątem stopy zwrotu z inwestycji, realizuje kolejną emisję. Napędzą ją i marzenie o superstrzale, i wspomnienie wzrostu o 1900 proc. w superdebiucie. Choć podobno wtedy komuś przy zleceniu kupna zera się pomyliły."

To może kilka faktów, które przekazali rynkowi i inwestorom panowie Kuich i Tomkiewicz (lipiec 2008).

1. Robimy ekskluzywny samochód sportowy, piekielnie szybki, piękny i podrasowany w wersji roadster oraz coupé. Opływający w bajery.

2. Pierwsze umowy zostaną podpisane lada dzień.

3. Pod koniec roku dopieszczony egzemplarz samochodu trafi na drogi.

Będziemy do nich (faktów i osób) często wracać. Bo choć niektórym wystarczy to, co widzą na własne oczy dzisiaj, to niektórzy cały czas są zaślepieni...Wizja bogactwa zaślepia.

Obiecujemy, że kolejne części super-bajki o super-aucie będą o wiele ciekawsze. Obiecujemy, że mogą stać się powodem szoku związanego z wybudzeniem z letargu.

O kolejnych faktach z życia super-auta nie przeczytaliście do tej pory w żadnej gazecie.

2 komentarze:

  1. Jeden obiecuje ropę, drugi obiecuje samochód, trzeci coś tam jeszcze, a żyć trzeba. Mało to takich bajaży na GPW. Akcje się drukuje, emisja dochodzi do skutku. Emitent zadowolony i nabywca także, skoro kupił. Interes się kręci. Pozwólmy ludziom zarabiać pieniądze, pozwólmy ludziom tracić pieniądze.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ale nie pozwólmy się oszukiwać!! Obietnice powinny mieć choć cień możliwości pokrycia, inzczej to są zwykłe oszustwa...

    OdpowiedzUsuń